Tagi: Strona główna, Pieszo, Najlepsze
Miejscowości: Kościelisko
Województwa: Małopolskie
Krainy: Tatry
Najciekawsze miejsca
- Już od wysokości Grzesia idealnie widać słowackie Tatry Zachodnie.
- Za Wołowcem robi się znacznie stromiej i szlak jest trudniejszy.
Mapa
14 km | 9 h | Mapy: UMP | OSM | Mapy.cz | GoogleWstęp
Tego dnia czekała na nas idealna pogoda, nawet aż za dobra. Celem był Wołowiec.
Szczegóły
Ze schroniska wyruszyliśmy trochę po 9-tej. Niebo było praktycznie bezchmurne a tłum ludzi jeszcze nie dotarł do schroniska.
Ruszyliśmy żółtym szlakiem w stronę Bobrowieckiej Przełęczy. Szliśmy przez niezbyt gęsty las iglasty.
W połowie drogi do Grzesia już się pojawiały widoki okolicy, a gdy dotarliśmy już na szczyt mieliśmy idealny widok wokoło. Tak zielono i tak ładnie że trudno mogłem to przetwarzać.
Dużym zaskoczeniem była słowacka część Tatr Zachodnich, głównie Salatyny, których wcześniej nie widziałem.
Idąc granią jedynie kosodrzewina czasami blokowała widok nam. Kierowaliśmy się na Wołowiec przez Rakoń.
Dopiero później patrząc na Wołowiec pomyślałem, że jest on duży i trochę będzie stromo pod koniec. Jak się później okazało to nie było tak źle.
Nie będę opisywał jak wyglądał szlak, opiszę tylko to co mnie zaciekawiło najbardziej po drodzę:
- Rohackie Stawy, których są chyba aż cztery. Bardzo ładnie tam musi być. Górskie stawy zawsze są ładne. Był jeszcze jakiś staw (Czarna Młaka) obok bufetu.
- szlak na Smutną Przełęcz, którym był plan aby iść do słowackiego schroniska. Z tej perspektywy wyglądał on na bardzo wymagający.
- stromość Rohacza Ostrego.
- ludzie jako kropki w oddali
Za Wołowcem poszliśmy trochę w stronę Jarząbczego Wierchu, jednak dla mnie było tam za bardzo ekspozycyjnie. Nie miałem ubezpieczenia na Słowacji i bardziej bałem się kosztów akcji, niż że coś istotnego może mi się stać. Wiedziałem że stromość uniemożliwiłaby mi doczołganie się na górę, jakby coś się stało. Miejscami szlak był węższy niż pół metra, a obok był stromy zjazd w dół.
Jednak widoki nie ustępowały. W tamtej okolicy były z kolei Jamnickie Stawy. Jakoś Słowacja ma więcej szczęścia do stawów w tych rejonach.
W momencie podjęcia decyzji do powrotu w stronę Wołowca zobaczyłem i się przeraziłem ile trzeba będzie wrócić. O dziwo jednak szybciej podchodziłem, niż wcześniej schodziłem. Świadomość bezpiecznego miejsca dawała mi siły i podczas podejścia nie ma takiej ekspozycji.
W miarę sprawnie zaczęliśmy schodzić z Wołowca, a następnie zielonym szlakiem w kierunku schroniska. Po drodzę widzieliśmy kozicę, która raczej niespecjalnie się nami przejmowała, oraz śpiącą mysz na szlaku. Mysz ta wyglądała jak futrzata kulka.
Zdecydowanie byłem zadowolony z tego dnia.
Powiązane wpisy
Wpis ukończono dnia 2016-09-06, czyli 47 dni później.