Tagi: Pieszo, Strona główna
Miejscowości: Bystrzyca Kłodzka
Województwa: Dolnośląskie
Krainy: Masyw Śnieżnika
Mapa
22 km | 7 h | 18 °C | Mapy: UMP | OSM | Mapy.cz | GoogleWstęp
Chciałem jeszcze raz pojechać w góry. Złapać albo mgiełki albo naprawdę złote drzewa, przejść się przez zapomniane sudecki wioski. Pamiętam jak rok temu udało mi się zobaczyć kilka ciekawych miejsc i teraz chciałem to powtórzyć.
Szczegóły
Nie chciałem brać urlopu. Chciałem "ucieć" na chwilę z dużego miasta. Wybrałem trochę lepszy nocleg, który gwarantowałby lepsze warunki do pracy oraz mniej problemów z jedzeniem.
Ruszyłem pociągiem po 12-tej. We Wrocławiu musiałem się przesiąść na pociąg KD do Międzylesia. Na peronie zobaczyłem ogrom ludzi. Z jednej strony to dobrze że koleje są tak popularne, z drugiej strony utrudnia to podróż w komforcie czasami. Nie ma połączeń IC (z tego co mi wiadomo), gdzie miałbym miejscówkę. Fotele w pociągach KD są bardzo wygodne jednak jest to kolej regionalna czyli czasem trzeba walczyć o siedzenie. Jescze kilka stacji za Wrocławiem pociąg był zapełniony.
Pierwszego dnia nie miałem dużo czasu, musiałem popracować. Prognoza pogody pokazywała możliwość wystąpienia mgiełek następnego dnia. Pisząc teraz ten wpis już wiem, że jest ogromna różnica między mgiełkami po deszczu, a mgiełkami gdy słońce ogrzewa ziemie.
Miałem w głowie dwie trasy: albo na zachód w stronę Poniatowa, albo na wschód w okolicy Międzygórza. O tej drugiej trasie myślałem już wcześniej. Chciałem przejść przez zaspane, zapomniane podsudecki wioski podczas bardzo delikatnego deszczu, skupić się na starych budynkach.
Wybrałem spacer w stronę Międzygórza. Czerwony szlak w założeniu zawsze powinien być interesujący, a możliwośc "dorysowania" szlaku na swojej mapie zawsze jest czymś fajnym - właśnie brakuje mi połączenia tych dwóch miejscowości.
Czy miałem dobrą pogodę? Niby tak. Zawsze chcemy mieć dobrą pogodę, a ja właśnie jak na złość chciałem mieć złą pogodę. Gdyby była zła to wiedziałbym co powinienem zrobić. Śmieszne jest to, że rok temu gdy wracałem i pogoda była lepsza, to miałem ochotę na robienie zdjęć podczas dobrej pogody.
W czwartek (24-go października) rano ruszyłem chwilę później niż zakładałem. Kierowałem się czerwonym szlakiem w stronę stacji kolejowej Długopole Zdrój. Przed samą stacją było podejście. Wkroczyłem w las.
Las ten nie był zbyt duży. Dotarłem do "miejsca widokowego", jednak jest ono teraz dość zarośnięte i nie da się (chyba że w zimie) zrobić zdjęcia Długopola.
Miałem mieszane emocje jeżeli chodzi o aktualny stan "jesieni". Z jednej strony liście już spadały, z drugiej strony zboże na polach i trawa przypominało wczesną wiosnę.
Zobaczyłem ciekawie ukryte budynki gospodarstwa. W pobliżu jest droga krajowa 33 a do tego domu dostać się można tylko (i to nie prostą) drogą gruntową.
Trudno mi było znaleźć ciekawe pomysły na zdjęcia. Na przekór losu więcej pomysłów miałem związanych z pochmurną pogodą i deszczem.
Rano pojawił się szron na liściach, który właśnie w tym momencie się topił.
Powoli zbliżałem się do drogi nr 33. Natrafiłem na dość błotnisty fragment szlaku.
Szedłem teraz drogą asfaltową do Wilkanowa. Miałem idealny widok na góry Masywu Śnieżnika.
Przejrzystość powietrza nie była idealna tego dnia.
Zaciekawił mnie kościół położony w górnych partiach. Góra Igliczna jest osadą należącą do Wilkanowa.
Gdy dotarłem do Wilkanowa moim priorytetem było znalezienie sklepu. Dzień wcześniej nie chciało mi się iść po picie i tego dnia wyruszyłem bez jedzenia i picia (śniadanie zjadłem w noclegu).
Czerwony szlak, którym podążałem, odbijał na drogę gruntową. Nie chciałem tego dnia mocno podchodzić dlatego kontynuowałem spacer drogą asfaltową. Oprócz lenistwa to również chciałem bez problemów zdażyć na odpowiedni autobus powrotny, a po południu trochę popracować.
Miałem nadzieję, że idąc przez wioski w tak pogodny dzień, będę mógł również zrobić jakieś zdjęcia kotów. Niestety ten dzień nie był szczęśliwy pod tym względem.
Idać usłyszałem dziwny dźwięk z górki po lewej. To były biegnące sarny. Wszedłem na polane przed domem aby zrobić im zdjęcie jednak były za daleko. Robiąc kilka zdjęć usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Dom, który wydawał się być niezamieszkany, jednak był zamieszkany. Zacząłem się zastanawiać kto może tam mieszkać i w jakich warunkach musi żyć. Bieda jest bardzo znana w tych stronach.
Kolejne półtora kilometra to był nudny spacer w stronę Międzygórza. Wiedziałem, że chce się tam dostać, gdzie jest przystanek autobusowy, jednak nie wiedziałem o niczym ciekawym w okolicy.
Zamiast iść główną drogą zobaczyłem na mapie drogi poboczne i zaporę na rzece Wilczka. Nie mając konkretnych planów czułem, że jest to najlepsza opcja dla mnie.
Trudno mi było zrobić odpowiednie zdjęcie zapory. Jest ona naprawdę duża. A trudniej jest sobie wyobrazić ile musiało być tu wody aby w 1997 się przelała.
Idąc dalej miałem możliwość iść drogą asfaltową albo przejść przez teren rezerwatu Wodospadku Wilczki. Decyzja również była oczywista.
Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to miejsce. Jest tu bardzo atrakcyjna widokowo ścieżka. Na samą rzekę można patrzeć z 4 stron.
Dotarłem do centrum Międzygórza. W sklepie kupiłem kofole i dowiedziałęm się, że Czesi mają niechęć do Polaków i dlatego nie chcą sprzedawać alkoholi ziołowych naszym sklepom.
Samo Międzygórze jest specyficzną miejscowością. Jest ono pośrodku dwóch grzbietów gór. Dla mnie jest dość smutne i depresyjne. Zamknięte lokale, bieda, otwartość na turystów tylko w sezonie. Powoli się to zmienia jednak mam wrażenie, że więcej budowanych jest nowych, niepasujących stylem, domów niż pielęgnowana jest lokalkna odrębność.
Po przerwie na obiad dotarłem do przystanku autobusowego. Miałem jeszcze około 30 minut do odjazdu. Ruszyłem drogą na wschód, wgłąb miejscowości. Dopiero tutaj znalazłem kota, który dał sobie zrobić zdjęcie. Nie był specjalny chętny do tego ale nie uciekł od razu.
Porobiłem kilka zdjęć, jednak nic istotnie ciekawego nie znalazłem. Dzień był bardzo upalny. Wróciłem na przystanek i poczekałe przy autobusie.
Po powrocie wróciłem do pokoju aby pracować popołudniem. Wieczorem na chwilę ruszyłem się przejść do sklepu. Zabrałem Olympusa 25mm/1.2 aby zrobić kilka zdjęć.
Spotkałem w okolicy parku kota, którego zobaczyłem rok temu. Poznałem go po dzwoneczku na szyi. Niestety było za ciemno na zrobienie zdjęcia.
Wieczorem rozmawiałem z Tomkiem z Jeleniej Góry. Powiedział mi, że na jego terenie były najlepsze mgiełki w tym roku. Kolejny raz podjąłem nie najlepszą decyzję. Nie chce mówić że żałowałem, ale jednak wizja tych mgiełek mnie trochę dotknęła. Kolejny raz nie mogłem zrobić wyjątkowych zdjęć. Im bardziej jestem przygotowany tym los bardziej pokazuje mi, że to nie ja kontroluje sytuację.
Piątek
W piątek wracałem do domu. Prognoza pogody wskazywała na możliwość wystąpienia lekkich mgiełek. Tego dnia pozostało mi wybrać się w kierunku zachodnim w stronę Poniatowa.
Wstałem nie tak wcześnie. Patrząc na dostępne połączenia kolejowe i dostępne śniadanie miałem tylko dwie godziny na poranny spacer.
Ruszyłem w stronę Poniatowa jednak spacer drogą mnie nie przekonywał. Nie było tam nic ciekawego a rano było mi trochę zimno. Postanowiłem wrócić do bazy.
Gdy dotarłem do skrzyżowania pomyślałem, że warto by pójśc w stronę Długopola Górnego. Wracałem tam dzień wcześniej autobusem. Sam już nie wiem co mnie natknęło.
Patrząc na różne moje aplikacje mapowe, zauważyłem drogę przez pola. Wcześniej jej nie widziałem. Ruszyłem w jej kierunku aby być "na górce" i mieć jakiś tam widok. Może wtedy bym był w stanie zobaczyć czy się tutaj jakieś mgiełki "kręcą".
Mgiełek nie było. Góry Orlickie były całkowicie nietknięte mgłą.
Dotarłem do szlaku pieszego i wracałem do centrum Długopola Górnego.
Gdy schodziłem, zauważyłem że w powietrzu jest delikatna mgła, jednak ukształtowanie terenu nie sprzyja pojawieniu się laserów. Musiałbym być w miejscu położonym znacznie wyżej.
Wracałem na śniadanie. Z mgiełką łączył się dym unoszący z kominów.
Zjadłem śniadanie, spakowałem się i ruszyłem na pociąg powrotny o 10:50.
Pociąg KD miał 10 minutowe opóźnienie. We Wrocławiu musiałem przesiąść się na TLK, a według aplikacji IC był opóźniony 8 minut. Dla mnie było to idealne. Nie anulowałem biletu na TLK gdyż wiedziałem, że zdażę na niego. Gdy wysiadłem na stacji zobaczyłem, że nie ma już tego pociągu. Odświeżyłem aplikacje IC i 8 minutowe opóźnienie zniknęło, od tak! Nie mogłem już anulować biletu, musiałem kupić nowy oraz rozpoczać procedurę reklamacji.
Powiązane wpisy
- 2013-07-22 - Z Międzylesia do Schroniska pod Śnieżnikiem
- 2016-01-17 - Spacer po okolicy Międzylesia
- 2013-07-23 - Śnieżnik, jaskinia Niedzwiedzia i kopalnia uranu w Kletnie
- 2013-07-24 - Zejście do Międzygórze przez Czarną Górę
- 2016-01-16 - Wschód słońca na Śnieżniku
- 2018-11-04 - Poranek w Bystrzycy Kłodzkiej
- 2018-11-04 - Wioski na zachód od Bystrzycy Kłodzkiej
- 2018-11-05 - Spacer na przedmieścia Bystrzycy Kłodzkiej
Wpis ukończono dnia 2019-11-11, czyli 18 dni później.